Divadelní noviny > Festivaly Kritika
Manipulacje demokracją Wrogu ludu
Manipulacje demokracją pokazał we Wrogu ludu Thomas Ostermeier na festiwalu Divadlo w Pilznie. Jeden z braci jest burmistrzem uzdrowiska, które zarabia na turystach, chcących podreperować zdrowie. Drugi – dziennikarz, wchodzi w posiadanie tajnego raportu, świadczącego o tym, że ujęcie zdrojowej wody jest skażone, przez co kuracjusze zaczynają chorować.
Rozpoczyna się gra, w której stawką są wpływy do budżetu, dobrobyt mieszkańców, ale i walka o prawdę. Rzecz komplikują napięte rodzinne relacje, groźba, że gazeta może stracić dochody z miejskich reklam, zaś żona dziennikarza pracę w miejskiej spółce. Jeden z najsłynniejszych dramatów Henryka Ibsena warto przypomnieć, bo jak mało który współczesny tekst ogniskuje dzisiejsze problemy związane z ekologią, biznesem oraz manipulacjami dokonywanymi przez media i władzę w imię interesu publicznego.
Inscenizacja Thomasa Ostermeiera, jednego z najważniejszych reżyserów na kontynencie, szefa berlińskiego Schaubühne, jest przewrotnie zaskakująca. Ostermeier, który podbijał europejskie sceny wraz z Grzegorzem Jarzyną i Krzysztofem Warlikowskim, po serii scenicznych eksperymentów zaczął tworzyć tradycyjny teatr opowieści. Niektórzy odsyłają go już nawet do lamusa, gdzie ma bawić bogatych mieszczan w Berlinie.
Wróg ludu z początku zdaje się potwierdzać obawy związane z kondycją reżyserską Ostermeiera. Przez bite dwie godziny każe grać aktorom XIX-wieczny tekst, co nie byłoby problemem, gdyby nie to, że aktorstwo berlińskiego zespołu jest prowokująco beznamiętne, a wręcz nijakie. Muzyczne intermedia, w czasie których bohaterowie śpiewają współczesne przeboje komentujące akcję – robią wrażenie mdłej kokieterii wobec młodszych widzów, oczekujących nowych efektów. Jak się okazuje, wszystko to jest wyłącznie przygotowaniem do sceny, podczas której Ostermeier łapie widzów za twarz. Mieli luksus oceniania zakłamanego burmistrza oraz idącego na zgniły kompromis redaktora naczelnego, a także bezkompromisowego dziennikarza – jednak do czasu, gdy w teatrze demokracja staje się bezpośrednia. Dosłownie.
Teatralna konwencja została przełamana, na scenie zamontowana jest mównica, zza której przemawiają aktorzy, szukający wsparcia dla dwóch różnych racji. Każdy widz musi się opowiedzieć, po której jest stronie. Kto chce – może przedstawić swój punkt widzenia. Bezwględnie trzeba głosować, podnosząc rękę do góry. Argumenty padające w dyskusji świadczą o kryzysie wiary Europejczyków w demokracją i marzeniu znalezienia lepszego sposobu rządzenia społeczeństwami. Przecież demokratyczny system przestaje mieć sens, gdy w imię dobrobytu większości, władze w legalny sposób przejmują ludzie pozbawieni zasad. W ostrej polemice, z jednej i z drugiej strony, padają zarzuty wspierania faszyzmu.
W końcu dziennikarz pada ofiarą linczu. Przemówienie Stockmanna zabarwione jest lewicową retoryką. Mówi, że trzeba jeździć rowerem, odżywiać się zdrowo, by zacząć naprawę świata od siebie. Ostermeier, który wydaje się trzymać stronę niepokornego publicysty, i tym razem zaskakuje demaskatorskim skrótem. Gdy dziennikarz ma poczucie moralnej wygranej, bo popiera go większosć widzów – odwraca mównicę, która okazuje się z lodówką, z której wyciąga piwko, jakby nadszedł czas konsumowania politycznego zwycięstwa. O tym, że w życiu każdego człowieka, po okresie burzy i naporu, przychodzi chwila kompromis z życiem, co jest tylko kwestią czasu i ceny – przekonuje finał.
Teść Borkmanna był w pierwszej części spektaklu niegroźnym fajtłapą, który chodził na spacerki z figlującym wilczurem. Tymczasem, gdy wszyscy rozprawiali o demokracji i prawdzie, skupił akcje upadającego uzdrowiska i przekazał je zadłużonej córce oraz zięciowi. W jednej chwili twarz starszego mężczyzny staje się bezwględna, zaś wilczur tylko czeka tylko na komendę, by rzucić się do gardła dziennikarzowi mówiącemu komunały o ekologii. Jednak jego największym wrogiem jest on sam. Czego by nie zrobił i tak wszyscy będą przekonani, że pisał o zatrutej wodzie, by pomóc teściowi przejąć zagrożoną spółkę po niższym kursie. Czai się też w jego oczach pokusa, by zacząć wreszcie wygodnie żyć, tym bardziej że świata i tak nie naprawi. Kto wie, może Ostermeier tłumaczy się w ten sposób z własnych artystycznych kompromisów, i jednocześnie daje znać, że nie sprzedał się do końca.
Zawiodła na festiwalu Divadlo w Pilznie słowacka inscenizacja Łaskawych Jonathana Littella ze słowackiego Teatru Narodowego w Bratysławie. Autor jednej z najważniejszych powieści ostatniej dekady poprzez losy oficera-homoseksualisty pokazał zakłamanie Niemców podczas rządów Hitlera. Przekonał, że nie miało znaczenia, czy popierali nazizm biernie czy aktywnie, bo efekt obu tych postaw był katastrofalny.
Nie wiadomo, jakim sposobem reżyser Michał Vajdicka zrobił spektakl o ofierze systemu ulegającej policyjnemu szantażowi. Dylematy niemieckich oficerów, wspominających o swoich żonach i dzieciach, godne są operetki o dobrym Wehrmachcie, który zabijał, ale tylko na froncie. Ponad trzygodzinną nudę dwóch aktów przełamuje tylko niezamierzony komiczny efekt, jaki tworzą loki słowackich aktorów spływające na mundury zaprojektowane przez Hugo Bossa. Może i naziści nie mieli zasad, ale u fryzjera bywali raczej regularnie.
/Publikováno – bez závěrečné části o Laskavých bohyních SND – 17. září v polském deníku Rzeczpospolita/
Jacek Cieślak, kulturní redaktor polského deníku Rzeczpospolita
Komentáře k článku: Manipulacje demokracją Wrogu ludu
Přidat komentář
(Nezapomeňte vyplnit položky označené hvězdičkou.)